Arya energicznym krokiem wkroczyła do sali, w której
odbywały się wszystkie zebrania dotyczące elfów. Miała na sobie piękną suknię z
łabędzich piór, tę samą, w której kiedyś chodziła jej matka. To, w połączeniu z
jej czarnymi falującymi włosami i zielonymi niczym pierwsze liście wiosną
oczami sprawiło, że na jej widok wszyscy zebrani na sali zamilkli i z szeroko
otwartymi oczami patrzyli się na nią. Jeszcze nigdy nie widzieli jej w sukni, a
co dopiero w tej sukni.
Elfka spojrzała się po twarzach na sali i
nieco speszona ruszyła w kierunku podwyższenia, na którym miała swój tron.
Dopiero wtedy lord Nasthrin się ocknął i, wykręcając prawą rękę przy piersi,
powiedział:
- Atra
esterni ono thelduin, Arya Drottning.
- Atra du
evarinya ono varda, Nasthrin.
- Un atra
mor'ranr lifa unin hjarta onr. Arya Drottning, czy możemy już zacząć omawiać
sprawy kraju? - spytał się grzecznie lord Nasthrin.
- Tak,
oczywiście. Panowie, mam parę pomysłów dotyczących szkolenia nowego pokolenia
Smoczych Jeźdźców, więc, jeśli nie macie nic przeciwko, właśnie od tego
chciałabym za... - Arya urwała, widząc uniesioną rękę lorda Misurviela.
Ponieważ dworska etykieta zabraniała przerywania innym, a już zwłaszcza władcy
w trakcie jego przemówienia, lord Misurviel musiał mieć coś naprawdę ważnego do
powiedzenia.
- Tak,
lordzie Misurvielu?
- Chciałbym
zauważyć, Wasza Wysokość, że na razie na świecie oprócz Jej Wysokości jest
tylko troje Smoczych Jeźdźców. W dodatku od początku Jej panowania narodził się
tylko jeden smok. Poza tym nie mamy z żadnym z Jeźdźców kontaktu! Jedynie elfy
mieszkające z nimi informują nas o ich poczynaniach, a obawiam się, że i tak
nie jesteśmy na bieżąco! Wobec tych faktów jak Wasza Wysokość może choćby
wspominać o nowym pokoleniu Jeźdźców, a co dopiero o dalszych planach z nimi
związanych! Za czasów ojca Waszej Wysokości rodziło się jedno smocze pisklę
rocznie, a nie jedno na dwanaście lat! - Misurviel skończył swoją przemowę i
ciężko dysząc, opadł na swoje krzesło.
Królowa cicho westchnęła. Odkąd cztery lata
temu odrzuciła zaloty młodego lorda, ten już zawsze starał się jej przeszkodzić
we wszystkim, w czym tylko mógł. Na myśl przyszedł jej Eragon, kiedy się o nią
ubiegał i mimo odrzucenia został jej najlepszym przyjacielem... Ale zaraz
wyparła się tej myśli, jakby nigdy ona nie istniała. Nie chciała wracać do tego
tematu, a także smutków z nim związanych. Skoro on mógł o niej zapomnieć, to
ona także.
- Hmm, hmm...
Arya Drottning?- Arya zorientowała się, że wszyscy na sali patrzą się na nią z
oczekiwaniem.
"Chyba
przegapiłam jakieś pytanie. Spytam się w myślach Nasthrina o co chodzi, to mój
zaufany doradca". Po krótkiej wymianie myśli Arya wstała. Prosta,
podpatrzona u ojca sztuczka dodawała jej autorytetu i odwagi. Powoli
przechadzała się wokół wszystkich lordów, którzy w skupieniu patrzyli na nią,
czekając na to, co powie.
- Panowie,
przypomnijcie sobie, jak nie mogliśmy opuszczać Du Weldenvarden. Jak ze
strachem patrzyliśmy na zło ogarniające całą Alagaesię. Jak z nadzieją
wyczekiwaliśmy "lepszego jutra". Dlaczego? Bo Galbatorix był
samozwańczym władcą, a dla niego ważniejsze było jego własne dobro. Czy taki
powinien być prawdziwy władca? Czy raczej powinien z chęcią poświęcić własne
życie dla dobra innych? Moja matka tak właśnie uczyniła i ja też się nie
zawaham. Dlatego uważam, że z powodzeniem mogę dalej rządzić elfami. I mimo
próśb lorda Misurviela nie zamierzam w najbliższej przyszłości abdykować.
Dziękuję. - Arya opadła na swój tron bez sił, lecz na jej twarzy wykwitł
szeroki uśmiech, kiedy zobaczyła wstające i klaszczące elfy. Widząc siedzącego
i naburmuszonego Misurviela, jej uśmiech jeszcze się poszerzył. Mimo wszystko
czuła ogarniające ją zmęczenie, dlatego szybko zakończyła zebranie i udała się do
swej komnaty. Po drodze musiała się jeszcze wielokrotnie zatrzymywać, by
powitać się ze wszystkimi napotkanymi elfami i zapytać je o zdrowie. Wyglądała
przy tym na tak szczęśliwą i radosną, że elfy z chęcią na nią patrzyły nie
podejrzewając nawet, jak zmęczona jest królowa. W końcu Arya znalazła się w
swoim pokoju. Zaraz za nią weszła elfka Sindaya, która miała jej pomóc
zdejmować suknię, jednak Arya odprawiła dziewczynę lekkim machnięciem ręki.
Sindaya ukłoniła się i wyszła. Elfka w zamyśleniu patrzyła za oddalającą się
postacią. Gdy tamta zniknęła jej z oczu, podeszła do kąta, z którego miała
najwspanialszy widok na okno i roztaczający się za nim wspaniały widok
Ellesmery. Kąt ten miał jeszcze jedną zaletę: był zawsze w całkowitym cieniu.
Arya w chwilach zmęczenia lub przygnębienia lubiła stać w nim zupełnie
nieruchomo. Ciemność brała ją wtedy pod swe skrzydła, owijając ją niczym kokon
tak, że nikt jej nie widział. Wtedy mogła udawać, że jest niewidzialna, że nie
istnieje, że jest wolnym duchem mogącym robić dokładnie to, co chce...
Arya otrząsnęła się z tych myśli. Była
królową, nie mogła ulec żadnym słabościom, nawet tym najmniejszym. Musiała z
nimi walczyć!
Nagle powietrze wokół niej zawibrowało.
Rozejrzała się po pokoju, jednak wszystko było w porządku. W tym momencie
dostrzegła, że po drugiej stronie lustra ktoś stoi, rozglądając się po komnacie
z bezgranicznym zdumieniem.
"Skoro
moje zaklęcia go nie powstrzymały przed postrzeganiem mnie, to znaczy, że musi
być to ktoś ważny!" pomyślała Arya. Nie widząc jego twarzy odchrząknęła,
chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. On się obrócił, a ona, mimo wielu lat
rozłąki, rozpoznała go. Eragon.
Pięknie :D. To mnie na prawdę wciąga :)
OdpowiedzUsuńŚwietne! Naprawdę wspaniale, zauważyłam jeden mały błąd- w 7 wersie od dołu jest napisane wporądku zamiast w porządku. :)
OdpowiedzUsuńDzięki za pokazanie błędu. Już to naprawiam :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńidy dodasz nowy post? Czeka niecierpliwie od paru dni ;). (Ja już napisałam o oświadczynach xD)
OdpowiedzUsuńkiedy*
OdpowiedzUsuńOjej... wciągnęłam się. Nawet na błędy nie patrzę :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Troszeczkę skopany wątek...bo bariery otaczające Du Weldenvarden nie pozwalały na postrzeganie...Ale i tak świetny blog :D
OdpowiedzUsuń