„Ja
nigdy nie byłem nauczycielem! Nie znam się na tym!” Murthag ze złością uderzył
pięścią w ścianę i aż stęknął z bólu. Musiał się jakoś wyżyć, a ponieważ Cierń
zapobiegawczo opuścił pokój, by w towarzystwie młodego Orofanela przeczekać
wybuch Jeźdźca, to nie zostawało mu nic innego. Był naprawdę zły, miał ochotę
zniszczyć całą komnatę, całą wyspę z Eragonem na czele. W tym momencie
przypomniał sobie radę, jaką dawał mu jego stary przyjaciel Torac, ilekroć
wpadał w złość. Niemalże słyszał jego spokojny głos.
Wdech,
wydech. Głęboko i powoli. Działa? Nie wmawiaj mi, że tak, chłopcze, nadal
trzęsą ci się ręce.
Po niespełna minucie uspokoił się i zaczął
powoli spacerować od ściany do ściany, myśląc o różnych możliwościach, alternatywach.
Mógł zrobić to, o co prosił go Eragon. Mógł uczyć Fristayę, ale na samą myśl o tym
ciarki przebiegały mu po plecach. Innym rozwiązaniem była odmowa i
natychmiastowy wyjazd, aby nikt nie próbował go więcej przekonywać do
pozostania na Wyspie. To również była zła decyzja. Najprawdopodobniej Eragon by
mu tego nie wybaczył, a Murthag po tylu latach rozłąki nie chciał znów widzieć
w bracie wroga. Ponownie wezbrała w nim złość. Z nową determinacją podszedł do
drzwi i już miał dotknąć klamki, kiedy nagle przypomniał sobie wzrok brata.
Jego oczy wypełnione były cierpieniem tak ogromnym, że Murthag cofnął się,
puszczając ją. Usiadł ciężko na brzegu łóżka i schował twarz w dłoniach. Nie.
Nie mógł mu odmówić. Sam pamiętał ból, który towarzyszył mu przy pożegnaniu z
Nasuadą. On przynajmniej miał tę świadomość, że władczyni Alagaesii żyje.
Cierpienie jego młodszego brata musiało być nieporównywalnie gorsze...
Postanowił. Nadal miał wątpliwości co do swojej decyzji, ale gdzieś na Smoczej
Wyspie mieszkało wiele elfów, poza tym zawsze pozostawały Eldunari. Co prawda,
o ich miejscu pobytu wiedzieli tylko Saphira, Eragon i Blodhgarm, ale gdyby się
uparł, na pewno by je znalazł. Z pewnością ktoś mu pomoże.
„No, no. A
gdzie się podział ten uparty Murthag, który zawsze musiał postawić na swoim?”
zapytał Cierń, przysłuchujący się już od jakiegoś czasu myśli swojego Jeźdźca.
Murthagowi wydało się, że smok jest rozbawiony, ale to nie było to. W jego
świadomości błyszczała jasno... duma. Był dumny z mężczyzny i jednocześnie
cieszył się, że pozna lepiej fioletowego smoka.
„To dlatego
się wycofałeś z mojego umysłu! Chciałeś dać mi podjąć decyzję” z pewnym
rozczuleniem pomyślał Jeździec.
„Tylko się nie rozpłacz, takie zachowanie jest
dobre dla ludzkich kobiet” warknął czerwony smok z lekką groźbą w głosie.
Murthag odebrał obraz martwego jelenia na swoim łóżku, a ponieważ takie groźby
nie były bezpodstawne - o czym miał nieszczęście przekonać się w przeszłości -
postanowił wziąć się w garść.
„Muszę iść do
Eragona” westchnął.
„Musimy”
mruknął Cierń z naciskiem na ostatnią sylabę. „Zapomniałeś już, że ja też będę
Ebrithilem?”
Mężczyzna nie odpowiedział. Czekał na przylot smoka
- chciał razem z nim pójść do brata. Po chwili obaj zmierzali bogato zdobionym
korytarzem pełnym przepięknych elfickich malowideł i wnęk z płaskorzeźbami.
Chociaż był on nieco mniejszy od tego, którym szli zaraz po przybyciu na Smoczą
Wyspę, nadal mieścił Ciernia. Czasami tylko zbytnio kołysał ogonem i wtedy
uderzał o ściany. Za każdym razem po takim uderzeniu, obrazy drgały, a Murthag
zaczął się w końcu obawiać, czy aby wielki smok ich nie zniszczy. Kiedy od
smoczego ogona obrazy zaczęły drgać tak mocno, że mogłyby lada moment spaść,
Jeździec stracił cierpliwość.
„Idź w końcu
normalnie i nie niszcz tych arcydzieł albo nie chodź tędy w ogóle!” powiedział
z wyraźną złością w głosie, jednak zaraz potem się opanował. „Już dobrze, po
prostu... Po prostu jestem trochę zdenerwowany.”
To nie wystarczyło. Duma i próżność smoków znane
były w całej Alagaesii, a Cierń był tego najlepszym przykładem. Długi ogon
zakończony trzema ostrymi kolcami był jego chlubą i każdy przytyk na jego temat
powodował, że smok potrafił się obrazić na wiele dni. Nawet na swojego Jeźdźca.
W dalszej części podróży szli w krępującej
ciszy, przerywanej tylko regularnymi łupnięciami, kiedy smok uderzał ogonem o
ściany. Robił to teraz mocno i specjalnie, żeby tylko zrobić Murthagowi na
złość. Ten z kolei czuł się bardzo nieswojo. Obawiał się odezwać, zamiast tego
skupił się na architekturze. Mijając płaskorzeźbę przedstawiającą Rorana na
czele ze swoim oddziałem, zdał sobie sprawę, że nie czuje się nieswój, tylko
zagrożony. Za każdym razem kiedy przechodzili obok wnęk, spinał się, oczekując
zasadzki. To był już odruch, ślad po wielu bitwach oraz dworskich intrygach...
- Pewnie
właśnie o to chodziło - mruknął do siebie cicho. Cierń, słysząc to, poczuł
zaciekawienie, ale był przecież obrażony, więc nie miał zamiaru otwierać umysłu
przed Murthagiem i pytać, o czym on mówił. Chłopak nie zwracał jednak uwagi na
zachowanie smoka. Rozmyślał o śmierci Aryi.
„Była
przecież młoda - jak na elfa - więc nie mogła zachorować. Elfy nie prowadzą w
tej chwili żadnych wojen, czyli że nie poległa na polu walki. Ze starości też
nie umarła, przecież jest elfem, a na dodatek Smoczym Jeźdźcem. To musiała być
jakaś intryga, spisek, ktoś ją musiał zamordować. O nie!” Murthag uświadomił
sobie jeszcze jedną rzecz. „Ona była Smoczym Jeźdźcem! Jej smok zginął wraz z
nią. To musiało załamać Ciernia.”
- Cierniu?
Cisza.
- Cierniu,
wiem, że mnie słyszysz. Ja...chciałem cię przeprosić. Ty straciłeś przyjaciela,
a ja zwracałem uwagę tylko na swoje problemy - powiedział Murthag z
zakłopotaniem, patrząc się w sufit. Nie lubił przepraszać. Kiedy już to robił,
to tylko z naprawdę ważnego powodu. Cierń dobrze o tym wiedział i docenił to.
Otworzył umysł przed swym Jeźdźcem i choć nadal był nieco naburmuszony,
przebaczył mu. W samą porę, ponieważ właśnie wchodzili do Sali Audiencyjnej, w
której mieli się spotkać z Eragonem. Było w niej pusto i ciemno. Przypominała
salę tronową w Ilirei za panowania Galbatorixa. Mimowolnie przypomniał sobie
mroczne czasy. To w takiej komnacie król go torturował, by wymóc na nim
przysięgę posłuszeństwa. Mimo że Eragonowi podał kiedyś inny powód, tak
naprawdę przez dwanaście lat on i Cierń żyli w odosobnieniu, ponieważ wszystko
przypominało mu złego króla i jego okrutne rządy. Myślał, że teraz ma to już za
sobą, ale nieco się przeliczył. Demony przeszłości nawiedzały go nadal.
Ponownie zaczął się wahać, czy powinien zostać, ale nie zdążył zmienić zdania,
ponieważ do komnaty wleciał na Saphirze Eragon - przez ścianę! Po początkowym
szoku Murthag przyjrzał się jej uważniej i wyczuwając oplatającą ją siatkę
zaklęć kryjących, uznał, że jest ona tylko złudzeniem.
Eragon w tym czasie zsiadł z siodła i podszedł do
brata. Podążył za jego wzrokiem i powiedział:
- To miejsce
wychodzi na polanę, z której łatwo się startuje. Takie przejście jest najwygodniejsze.
- Po chwili ciszy przeszedł do najważniejszego pytania - Co postanowiłeś?
Murthag natychmiast oderwał wzrok od „ściany”.
Chciał, naprawdę chciał odmówić. Ale przecież to był jego brat, zrobiłby dla
niego to samo.
- Zgadzam się
- wymamrotał niewyraźnie, ale Eragon i tak go usłyszał. Położył rękę na
ramieniu brata i poklepał go.
- Dziękuję.
Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy - odparł brunet bez cienia radości. To
był naprawdę niezwykły widok, ponieważ zawsze był uśmiechnięty i pełen energii.
Teraz był przygaszony, a bez uśmiechu cała twarz straciła swój blask i choć nie
nosiła żadnych oznak wieku, Eragon postarzał się w oczach. To wrażenie wzmocnił również fakt, że
mężczyzna zapomniał się tego dnia ogolić. Teraz był starym człowiekiem, ciężko doświadczonym
przez życie.
- Szczerze
mówiąc, nie spodziewałem się, że to zrobisz - wyznał z lekką skruchą. Podszedł
do swojej smoczych i zaczął głaskać ją po łuskach na szyi. Po chwili cała sala
rozbrzmiała jej mruczeniem.
„Miłość
zmienia ludzi” odrzekł Cierń, ale Murthag nie wiedział, czy słowa te są
skierowane do niego, czy do jego brata.
Eragon pozostawił ten komentarz bez odpowiedzi. Wpatrywał
się przez parę sekund pustym wzrokiem w ścianę. Ocknął się nagle i widząc
pytające spojrzenie brata, wytłumaczył:
-
Skontaktowałem się właśnie z Lethianem. Będzie tutaj za chwilę.
- Zdawało mi
się, że nie popierasz kontaktów poprzez umysł z obcymi - rzucił wyzywająco
Murthag. Od stania nogi zaczęły mu już drętwieć, więc oparł się o swojego
smoka.
- Bo tak
jest. Ale to jest... wyjątkowa sytuacja - odrzekł z prostotą Eragon,
rozgarniając przy tym włosy ręką w wyrazie zakłopotania. Nie zamierzał się
kłócić. Murthag zauważył, że jego brat zmienił się diametralnie w ciągu tego
jednego dnia. Wcześniej był zszokowany i zrozpaczony - jego twarz była otwartą
księgą, z łatwością można było odczytać wszystkie jego emocje. Teraz odciął
uczuciom dostęp do siebie.
„Na Gunterę,
mam nadzieję, że nie użył żadnych zaklęć znieczulających” podzielił się tą
myślą z Cierniem, jednak on się tym nie przejął. I tak nie lubił Eragona.
W tym momencie wrota do komnaty otworzyły się
i do środka szybkim krokiem wszedł Lethian. Zmienił zielony strój założony do
podróży i teraz miał na sobie białą wyśpiewaną z kwiatów lili koszulę oraz
wygodne ciemne spodnie.
- Skoro
wszyscy już tu jesteśmy, to możemy zacząć - rzekł Eragon, cały czas głaszcząc
Saphirę.
-
Eragon-elda, czy mam rozumieć, że pan Murthag zgodził się zostać Ebrithilem? -
spytał się młody elf.
- Tak,
zgodziłem się. To był chyba oczywisty wybór - powiedział Murthag z zaczepką w
głosie. Nie wiedzieć czemu, Strażnik Lasu ogromnie go denerwował, a fakt, że
elf nie zwrócił się bezpośrednio do niego, tylko utwierdził go w przekonaniu,
że tamten specjalnie go zignorował. Na dodatek okazał brak szacunku nie dodając
przyrostku „-elda” do jego imienia! Zazwyczaj nie przejmowałby się czymś takim,
ale w tej sytuacji mogło go zdenerwować jakiekolwiek zachowanie Lethiana.
- Oczywiście,
nie miałem o tym najmniejszych wątpliwości - zjadliwie odpowiedział Lethian -
Ale skoro tak, to trzeba zaplanować drogę do Alagaesii.
- Myślę, że
sami sobie z tym doskonale poradzimy - z uśmiechem odparł Murthag, patrząc przy
tym wyczekująco na młodszego brata.
„Proszę cię. To jest sprawa dla Jeźdźców” przekazał
mu w myślach. Eragon niemal niezauważalnie skinął głową i powiedział:
- Mój brat ma
rację. Musimy sami to uzgodnić. - Widząc niezadowolenie na twarzy elfa, dodał -
W tym czasie możesz zwiedzić Smoczą Wyspę. Colette może cię oprowadzić, powinna
być teraz w sąsiedniej sali.
Lethian na te słowa, nie wiadomo dlaczego, jeszcze
bardziej spochmurniał, ale ukłonił się i wyszedł. Kiedy tylko drzwi się za nim
zamknęły, dwaj Jeźdźcy i ich smoki rozpoczęli naradę.
~~~
Dawno nie dodawałam nowego rozdziału, ale przynajmniej jest on najdłuższy spośród dotychczasowych. Ciekawa jestem tylko, kto jeszcze o tym blogu pamięta? No nic, zaraz się okaże...
Ach, zapomniałam zupełnie życzyć wszystkim fantastycznych wakacji! Nawet jeśli już trochę trwają.